SZLAK BOJOWY ZGRUPOWANIA PUŁKOWNIKA ZIELENIEWSKIEGO – CZĘŚĆ 3
PERTRAKTACJE 01.10.1939
Czołówki polskie doszły do rzeki San w rejonie Rozwadowa i Niska z zadaniem rozpoznania terenu i sprawdzenia możliwości sforsowania rzeki. Zastały za rzeką okopane oddziały niemieckie, czekające na Zgrupowanie pułkownika Zieleniewskiego. Z boku za Wisłą sytuacja była podobna – niedaleko, w rejonie Sandomierza stacjonowała niemiecka Dywizja Pancerna gotowa w krótkim czasie (1-2 godziny) przyjść z pomocą i włączyć się do walki. Stan wody w Sanie był niski, forsowanie było możliwe w oparciu o liczne brody. Sztab polski oceniał, że w czasie forsowania rzeki w tych warunkach zginie około 600 naszych żołnierzy. Ryzyko takie z pewnością zostało by podjęte, gdyby nie pojawienie się na tyłach wojsk polskich agresywnie nastawionej Armii Czerwonej, oraz wyczerpania się zapasów amunicji, szczególnie artyleryjskiej.
W zaistniałej sytuacji dalsza walka nie miała sensu, dlatego sztab podjął decyzję o podjęciu pertraktacji, które były prowadzone jednocześnie z oboma agresorami. Przebywający w niewoli polskiej niemieccy oficerowie, którzy mieli dużą swobodę poruszania się wewnątrz obozu polskiego, widząc tragiczne położenie naszych wojsk i krzywdę jaką wyrządzili Polakom, mieli swoiste poczucie winy i wyrządzonej krzywdy; w pewnym sensie współczuli Polakom. Objawiało się to namawianiem do oddania się w ich ręce. Dowódcy poszczególnych Grup WP byli odmiennego zdania, obawiali się zemsty Niemców za zadanie im olbrzymich strat w ludziach, a szczególnie w sprzęcie, czego Niemcy dali wyraz nadto dobitnie, rozstrzeliwując ludność miejscowości gdzie toczyły się walki. Dlatego jednomyślnie zdecydowano o złożeniu broni przed Sowietami. Niewolę niemiecką wybrali oficerowie WP narodowości gruzińskiej, którzy nie mieli najmniejszych złudzeń co do swojego losu w przypadku dostania się do sowieckiej niewoli. Pułkownik Koc nie uczestniczył w rozmowach kapitulacyjnych, w czasie kiedy się one toczyły jego wojska biły się z Czerwonoarmistami. Decyzja o wybraniu niewoli sowieckiej okazała się tragiczna w skutkach. Sowieci swoim zwyczajem nie wywiązali się z umowy. Zamiast, jak obiecali, zwolnić do domów wziętych do niewoli żołnierzy, zesłali ich do syberyjskich łagrów, gdzie w katorżniczych warunkach pracowali w kopalniach i przy wyrębie tajgi. Oficerów zaś wymordowano w Charkowie, Katyniu i w innych miejscach kaźni.
KAPITULACJA
Przed kapitulacją w Momotach Górnych miało być zgromadzonych około 15 tyś żołnierzy i 750 oficerów. Odprawione zostały msze święte w kościołach w Momotach i Domostawie. Wydano rozkazy porządkujące składanie broni poszczególnych oddziałów. Odbyła się ostatnia defilada. Samorzutnie ukrywano broń, w tym działa i karabiny maszynowe. 2 października rozpoczęło się tworzenie kolumn marszowych. Odbywało się to przy lamencie płaczących kobiet, odprowadzających wzrokiem niekończące się kolumny jenieckie. Żołnierze rozpoczynali exodus na nieludzką ziemię. Już po paru kilometrach sowiecka eskorta zaczęła coraz brutalniej traktować pędzonych jeńców. Na skutek złego traktowania wielu z nich uciekło z transportu. Ucieczek było by znacznie więcej, gdyby nie Ukraińcy, którzy mordowali pojedynczych żołnierzy i małe grupki uciekinierów – zmuszało to niektórych uciekinierów do powrotu do kolumny jenieckiej. Około 1\3 Zgrupowania prawdopodobnie uniknęła niewoli. Wyjście z okrążenia nie było trudne, wiele grup żołnierzy i młodych oficerów opuściło Lasy Janowskie i udało się do domów. Później przedzierali się przez Węgry do Francji, niektórzy trafili do SGO Polesie gen Kleberga. Małe grupki w geście rozpaczy atakowały Niemców do 5 października. Po nauczce jaką Niemcy dostali od polskiego Zgrupowania, do końca nie dowierzali, że całe wojsko poszło do niewoli. Obawiali się kolejnych ataków. Dowódcy poszczególnych oddziałów postulowali wzmocnienie trasy ewakuacji wojsk i zwiększenie obecności oddziałów w terenie.
Katyńskich dołów uniknęło kilku wyższych oficerów wziętych do niewoli, którzy z niej uciekli lub z innych powodów nie zostali zamordowani. Wojnę przeżyli m. in.: płk. Zieleniewski, a także płk. Koc w stosunku, do którego toczyło się śledztwo, Sowieci pomylili go z jego własnym bratem i to go uratowało. Przeżyli też: płk. Filipkowski, ppłk. Horak (zginął w 1943 roku z rąk Niemców). Wielu jeńców po drodze uciekło, wspólnie z tymi co uniknęli niewoli w okupowanym kraju tworzyli zalążki konspiracji, oddziały partyzanckie, walczyli w powstaniu warszawskim, akcji burza. Odtworzono m.in. 77 Pułk Piechoty AK, 7. Pułk Ułanów AK, 56 Baon Saperów AK. Żołnierze płk. Zieleniewskiego walczyli we Francji, Norwegii i w Wielkiej Brytanii, 1 Armii WP na Wschodzie. Zasilili Armię Polską w ZSRR gen. Andersa. Spośród żołnierzy płk. Zieleniewskiego wywodzili się także cichociemni: kpt. Szczepański, rtm. Ignaszak, ppłk. Zub Zdanowicz.
HISTORIE WOJENNE
***
Pułkownik Zieleniewski kilka lat przed śmiercią odwiedził potajemnie tereny walk. Towarzyszyła mu żona. Był w Janowie, Momotach Górnych, podarował księdzu proboszczowi swoją polową rogatywkę, w której walczył (zaginęła bezpowrotnie). Odwiedził cmentarze gdzie spoczywają jego żołnierze, rozmawiał z ludźmi. Wiadomo, że spotkał się z licznymi wyrazami sympatii ze strony mieszkańców, którzy dobrze zapamiętali jego samego i jego żołnierzy. Ten wielki człowiek i dowódca doczekał się należnego uznania dopiero wiele lat po śmierci.
Miejsce walk po wojnie odwiedził też pewien adwokat z Lublina, były żołnierz płk. Zieleniewskiego, owocem tej wizyty było ostrze szabli, symbolicznie przełamanej przez idącego do sowieckiej niewoli polskiego podoficera. Dziś jest ona w posiadaniu naszej Grupy.
***
W Majdanie Obleszcze, następnego dnia po bitwie pod Polichną przebywało kilkunastu ułanów, siedzieli na jakimś pniu drzewa ze spuszczonymi głowami. Kiedy podeszło do nich kilku miejscowych gospodarzy z propozycją dostarczenia owsa dla ich koni, ci odmówili przyjęcia mówiąc ”konie nasze będą miały jutro nowych panów”.
***
W trakcie trwania bitwy pod Polichną 4 żołnierzy w asyście młodego oficera, przyniosło na kocu do punktu opatrunkowego straszliwie poparzonego żołnierza. Jego ciało było całe czarne, nie było z nim kontaktu, wydawał tylko jęki. Lekarz na jego zwęglonym ciele długo szukał miejsca na zrobienie zastrzyku, znalazł je dopiero pod kolanem. Po zrobieniu iniekcji, zapewne jakimś środkiem przeciwbólowym rzekł do owego oficera, że dla tego żołnierza nie ma ratunku i umrze w wielkich męczarniach. Jedyny sposób w jaki można ulżyć jego nieopisanym cierpieniom, jest dobicie go w geście miłosierdzia. Młody porucznik wyszedł do żołnierzy, którzy czekali na zewnątrz z poleceniem aby skrócili męki swego towarzysza niedoli. Żołnierze spuścili głowy i bez słowa odwrócili się plecami do swego dowódcy. Oficer wszedł do wnętrza punktu opatrunkowego i po chwili słychać było strzał, po którym jęki ucichły. Porucznik po chwili wyszedł z pomieszczenia ze łzami w oczach. Sytuacje takie są największym ciężarem jaki musi udźwignąć dowódca w czasie wojny. Nie wiadomo w jakich okolicznościach i gdzie żołnierz ten odniósł te straszliwe obrażenia. Walki toczyły się w pobliżu zbiorników z benzyną, co sugeruje, że mógł zostać spalony w trakcie ich zdobywania.
O intensywności walk w Polichnie świadczy fragment utwardzonej drogi jaka była w tej miejscowości. Po walkach przemieniła się w drogę polną . Cała nawierzchnia twarda dosłownie zniknęła. Drogą tą jechali Niemcy.
***
Prawdopodobnie było to 1 lub 2 października 1939 roku. Kilku osobowy patrol ułanów w pełnym rynsztunku przyjechał galopem do Aleksandrówki (gmina Batorz). We wsi pytali o Niemców. Ludzie odpowiedzieli im, że wojsk niemieckich w okolicy nigdzie nie ma, ale w Studziankach (3 km dalej) są już Sowieci. Po powzięciu tej informacji pędem pojechali z powrotem na Błażek. Po niedługim czasie wrócili w większej liczbie (ok. 20 jeźdźców). Pytali o cywilne ubrania, ale we wsi mało kto miał już coś do oddania, bowiem wcześniej rozbroiło się tu wiele oddziałów. Dlatego pojechali do Batorza, gdzie takowe ubrania ludzie jeszcze posiadali. Broń i oporządzenie zakopali na starym, nieczynnym od kilkudziesięciu lat cmentarzu. Skrytki ucharakteryzowali na mogiły. Część tego arsenału wydobyli okoliczni mieszkańcy w czasie okupacji. Broń ta zasiliła partyzanckie arsenały m.in. aleksandrowską BCH. Jakiś depozyt umieszczony w skrzyni, prawdopodobnie zakopany przez tych samych żołnierzy, został wydobyty z owego cmentarza nocą kilkanaście lat temu. Przez kilka dni przed owym wydobyciem, w pobliżu cmentarza parkował niezidentyfikowany osobowy samochód. Nikogo ten widok nie zainteresował bowiem jest to miejsce historyczne i zatrzymuje się tu wielu turystów. W nocy, w gospodarstwie sąsiadującym z cmentarzem głośno ujadał pies i co chwila biegał na cmentarz. Rano zaintrygowany nietypowym zachowaniem psa gospodarz – udał się na cmentarz i odkrył foremny wkop ze śladami po skorodowanej, metalowej skrzyni. Nie wiadomo co wykopano. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że mogło mieć to związek z ułanami z września 1939 roku.
***
Duża grupa wojska z taborami dotarła do Batorza 1 października 1939 r. Byli to żołnierze z Grupy Kowel odcięci przez Sowietów od głównych sił w bitwie pod Krzemieniem, która toczyła się w nocy z 30 września na 1 października. Aby uniknąć niewoli, nie mieli innego wyjścia jak tylko rozbroić się bowiem nie było najmniejszych szans na przebicie się do swoich. W tym czasie, w tym miejscu nie było rzeczą łatwą zdobycie dużej ilości cywilnych ubrań. Dlatego musieli po kolei odwiedzić kolejne wsie m. in. Aleksandrówkę, Węglinek. W Studziankach ludzie przygotowali dla wojska 120 kompletów ubrań cywilnych. W tamtejszym lesie wojsko pozostawiło całe tabory. Konie i wozy zniknęły bardzo szybko, rozebrane przez miejscową ludność. Szable i bagnety wyorywane są na polach do tej pory.
Grupa około 30 oficerów i żołnierzy udała się do gospodarza Kozyry, do tego samego u którego noc z 28 na 29 września spędził płk. Koc. Przebrani już w cywilne ubrania, przestudiowali mapy i uzupełniwszy zapasy tytoniu wyruszyli w kierunku granicy rumuńskiej. Po drodze, jeszcze w Studziankach zostali schwytani przez jadących ciężarówką sowietów. Wyglądali na uciekinierów jakich wtedy było na drogach pełno, więc nie zostali aresztowani. Czerwonoarmiści pośpiesznie zeskoczyli z ciężarówki, zabrali „uciekinierom” tytoń i pieniądze, po czym puścili wolno i odjechali na Lublin, który mieli zająć…
***
Inna grupa ułanów wyrwała się z kotła pod Momotami i dotarła do Zakrzówka. W tamtejszym kościele zdeponowali sztandar Pułku. Ukryto go wewnątrz świątyni w zapasowej rurze doprowadzającej powietrze do organów. W czasie tej smutnej czynności jakiś starszy wiekiem oficer siedząc na kamieniu płakał załamany, mówiąc, że Polska już przepadła. Po paru latach, już po wojnie do proboszcza w Zakrzówku zgłosił się starszy pan z zapytaniem o nietypowy depozyt z czasów wojny. Ksiądz nie wiedząc z kim rozmawia i w obawie przed prowokacją, skwitował całe zajście stwierdzeniem, że o niczym nie wie. Sztandar odnaleziony został przypadkiem kilkanaście lat po wojnie w czasie jakichś prac konserwatorskich. Informacja ta jest jedynie zasygnalizowaniem tematu. Szczegółowy opis z detalami tej na poły sensacyjnej historii można znaleźć na miejscu w Zakrzówku.
***
Po dokonaniu pochówku żołnierzy WP poległych w obu bitwach pod Dzwolą, w posiadaniu ówczesnego księdza proboszcza parafii Dzwola znalazły się nieśmiertelniki poległych (znaki tożsamości). Zgromadzone były w szklanym słoiku i złożone na strychu starej plebanii. Relikwie te były widziane tam przez wiele osób jeszcze długo po wojnie. Po jakimś czasie, niestety słuch o nich zaginął. Tym samym większość żołnierzy leżących na cmentarzu w Dzwoli spoczywa anonimowo.
***
W trakcie bitwy z Sowietami (II bitwa pod Dzwolą – Krzemieniem) do sowieckiej niewoli dostało się kilkudziesięciu żołnierzy WP. Kiedy byli prowadzeni przez eskortę zostali zaatakowani przez zbolszewizowanych miejscowych żydów, przystrojonych w czerwone opaski. Żołnierze byli przez nich bici, kopani, opluwani i poniżani ku uciesze sowieckiej eskorty.
***
W Krzemieniu Sowieci wzięli do niewoli kilkudziesięciu polskich żołnierzy. Aby ich upodlić zerwali im z głów polowe rogatywki, wpakowali w duży worek i wepchnęli na siłę w kloakę stojącej nieopodal sławojki. Kazali wszystkim na to patrzeć, przy tym szydząc i wyzywając jeńców. Była to zemsta na Polakach za upokorzenie jakiego doznali w bitwie pod Krzemieniem – Dzwolą.
***
W czasie postoju w Dzwoli niemieckiego dywizjonu ppanc. „Kondor”, ze składu 27 Szwabskiej DP, „cywilizowani” Niemcy urządzili sobie stajnię dla koni w pięknym, nowym kościele. Szybko spotkała ich za to kara, bo już następnego dnia wielu z nich poległo i spoczęło pod murami świątyni, którą zbezcześcili, a wszyscy pozostali przy życiu, wprawdzie na krótko, ale doświadczyli smaku niewoli.
***
Choć zdarzały się ekstremalnie rzadko, to jednak były przypadki podłego zachowania się pojedynczych osobników narodowości polskiej w stosunku do żołnierzy WP. Mimo, że rzadkie to jednak warte są odnotowania ku przestrodze. Znany jest jeden przypadek odarcia z munduru poległego polskiego strzelca wyborowego. Kolejny to kradzież konia żołnierzowi wziętemu na nocleg i zmuszenie pod groźbą rozbrojonych już żołnierzy do wskazania ukrycia broni i mundurów przez miejscowych opryszków, późniejszych członków bandy „dziadka”
***
Przed wojną, w Szastarce powstało zapasowe lotnisko polowe, wokół niego wybudowano sieć betonowych zbiorników na benzynę lotniczą (całkiem dobrze zachowane istnieją do dziś). Od początku wojny lądowały tam nasze samoloty. 15 września, kiedy tereny te opuściła Armia Lublin, cenne zapasy benzyny musiały wpaść w ręce wroga, czemu starano się zapobiec. Są tu rozbieżne informacje. Kiedyś w książce z serii żółtego tygrysa pojawiła się informacja o podpaleniu zbiorników, lub ich części, przez jakiś oddział polski. Z kolei przekazy ustne miejscowej ludności mówią, że WP zniszczyło jedynie pompy do tankowania. Może to pośrednio potwierdzać awaryjne lądowanie w połowie września jakiegoś polskiego samolotu, który nie wzniósł się w powietrze bowiem nie mógł zatankować. Pozostał na lotnisku i został rozebrany na części przez miejscowych kowali, robili później z jego blach różne narzędzia. Pewne światło na to zagadnienie rzuca płk. Koc, który w czasie przebijania się w kierunku Rumunii, polecił swym wojskom zniszczyć strzeżone przez Niemców zbiorniki w Szastarce. Toczyły się o nie zacięte walki 29 września 1939 r., trudno powiedzieć czy któryś udało się podpalić. Wg innych informacji Niemcy czerpali paliwo z tych zbiorników do 1942 roku, aż do ich całkowitego wyczerpania się.
GROBY:
Intensywność, zakres i rozmiar walk stoczonych przez żołnierzy Zgrupowania płk. Zieleniewskiego musiał obfitować w liczne ofiary i to po obu stronach konfliktu. Zatem po tych wydarzeniach powinny pozostać liczne groby poległych, a takowych jest niewiele, może poza wyjątkiem Janowa i Dzwoli, ale i tam powinno być ich znacznie więcej. Wiadomo jest o jednym grobie polskim w Szastarce, z kolei w Polichnie na tamtejszym cmentarzu jest tylko jedna mogiła, gdzie wg napisu nagrobnego spoczywa 11 anonimowych żołnierzy WP i kilku znanych z imienia. Kilku żołnierzy zmarłych z ran spoczywa w Wierzchowiskach i jeden w Zakrzówku. Kilkunastu kolejnych spoczywa na cmentarzu w Modliborzycach. Tylko niewielką część zabrały rodziny na cmentarze w rodzinnych stronach. Sądząc po opisie walk, brakuje grobów poległych w Szastarce. Na ogół nie było czasu na chowanie poległych, ten smutny obowiązek przypadał na ogół miejscowej ludności. Poległych zwykle okręcano w płaszcze, (rzadko umieszczano w trumnach) i chowano bezpośrednio do ziemi w przygodnych miejscach, przeważnie w pobliżu miejsca śmierci, oznaczając mogiłę jakimś prowizorycznym krzyżem, zwykle brzozowym.
Nie zawsze groby żołnierskie były pielęgnowane, nie rzadko bywało tak, że kiedy przewrócił się krzyż mogiła popadała w ruinę i zapomnienie, a z czasem ulegała całkowitemu zatarciu i znikała. A kiedy umarli bezpośredni świadkowie urywała się pamięć pokoleniowa. Jest to pierwszy i dosyć częsty powód znikania grobów obrońców Ojczyzny. Innym ważnym powodem likwidacji mogił były przeprowadzane w latach 50 pseudo-ekshumacje. Była to istna zmora tamtych czasów; ekshumacje zlecano zwykle miejscowym chłopom, pozostawiając ich bez żadnego nadzoru, dlatego ci prości ludzie mogli robić co im się podobało. Patologii sprzyjał też system wynagradzania za pracę. Ludziom płacono od dostarczonej czaszki. Skutkowało to rozkopywaniem grobów i wydobywaniem samych tylko czaszek i to pobieżnie, bez należytej dokładności i szacunku dla ludzkich szczątków. Dlatego mamy wiele rzekomo wyekshumowanych grobów, w których nadal znajdują się szczątki poległych. Odkryć takich dokonuje się zwykle przy okazji inwestycji, głównie drogowych. Klasycznym przykładem takiej patologii jest rzekomo ekshumowana mogiła w Krzemieniu. Pochowano tam 9 żołnierzy zmarłych z ran w prowizorycznym szpitalu polowym urządzonym w jednej z chałup – po walkach z Armią Czerwoną 30 września i 1 października 1939 roku. W czasie tej ekshumacji przeprowadzonej w latach 50, wydobyto 5 czaszek i zabrano je podobno na cmentarz wojenny do Zamościa, uznając sprawę za załatwioną. W czasie jakichś prac gospodarz natrafił przypadkowo na szczątki owych żołnierzy. Własnym sumptem ustawił na mogile solidny krzyż, a kilka lat później stoczył „batalię” z Zarządem Dróg o pozostawienie grobu, który miał zostać zniwelowany w czasie niedawnej rozbudowy drogi.
***
Kolejnym powodem niszczenia grobów żołnierskich było celowe działanie zarządców i administratorów cmentarzy. Kiedy robiło się ciasno na cmentarzach, chętnie sięgano po, przez nikogo nie pielęgnowane, dawno zapomniane groby żołnierskie, by w ich miejscu chować cywilne osoby. W ten sposób na janowskim cmentarzu zniszczono całą aleję – ponad 80 pojedynczych mogił żołnierzy z Armii Kraków poległych w nalocie 13 września. Jeszcze gorszy los spotkał groby cywilnych uciekinierów z odległych stron kraju, którzy zginęli na janowskiej ziemi, a o które nikt się nie troszczył w ogóle.
***
Powierzchowna ekshumacja odbyła się też ze starego przyszpitalnego cmentarza w Janowie. Tam pochowano wielu żołnierzy polskich i cywilów zmarłych z ran w szpitalu, odniesionych w walkach i w nalotach Luftwaffe na Janów. Obecnie stoją tam budynki i zbudowano ruchliwe rondo. Miejsce upamiętnia niewielka tablica w parku Misztalec. Jako przykład należnej troski o groby może posłużyć wielka inwestycja drogowa o nazwie Via Karpatia, i inne tego typu inwestycje realizowane w tych latach w Polsce. Archeolodzy zgodnie ze sztuką ekshumowali z najwyższą starannością dziesiątki pojedynczych mogił a nawet całych cmentarzy, gdzie uszanowano nawet najdrobniejszy proch poległych i zmarłych. Niestety nie wszyscy zmarli mieli tyle szczęścia.
***
Wg ustnych przekazów groby żołnierskie z 1939 r. były też na cmentarzu parafialnym w Białej k. Janowa. Kiedy Niemcy spalili tamtejszy kościół, likwidacji uległa również parafia, jej los z czasem podzielił cmentarz popadając w ruinę. Po kilkunastu latach zaczęto czerpać stamtąd kamień na budulec. Nim przerwano te dewastatorskie prace, zniszczono istniejące tam groby żołnierskie. Podejrzewa się, że pochowano tam żołnierzy polskich, poległych w bitwie z Niemcami – nazwanej umownie „Bitwą pod Godziszowem”, stoczonej 30 września 1939. Dziś teren ten jest zadbany, ogrodzony i zniwelowany, o historii tego miejsca informuje tablica, niestety nie ma żadnych wzmianek o pochówkach.
***
W Dzwoli, na tamtejszym cmentarzu usytuowana jest duża, zadbana zbiorowa mogił żołnierzy polskich, poległych w walkach z Wehrmachtem i Armią Czerwoną. Na tablicach wyryte jest kilkadziesiąt nazwisk. Prawdopodobnie wielu żołnierzy spoczywa tam bezimiennie. Wg informacji udostępnianych przez władze Dzwoli, w czasie walk z Niemcami poległo 41 naszych żołnierzy. Ale nie wszyscy spoczywają we wspólnej mogile. Prawdopodobnie żołnierzy polskich wyznania prawosławnego pochowano w osobnej mogile, gdzieś we wsi. Mówi się, że mieli być po latach przeniesieni na jakiś nieznany nikomu cmentarz. Trzeba raczej wierzyć na słowo, mając na uwadze „staranność” ekshumacji. Zachodzi też poważna wątpliwość czy była ona w ogóle przeprowadzona. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że gdzieś w opłotkach wsi znajduje się zatarta mogiła z września 1939 roku. Informacje o grobach wojennych mogą znajdować się w archiwach niemieckich. Jest tam przechowywana dokumentacja z prac specjalnej, mieszanej komisji polsko-niemieckiej do spraw cmentarzy i grobów wojennych. Komisja ta powstała w czasie okupacji, zajmowała się odnajdywaniem i ewidencją pojedynczych i zbiorowych grobów wojennych. Wiele grobów usytuowanych w miejscach nie godnych było przenoszonych na cmentarze. Oczywiście, komisja nie była w stanie zewidencjonować wszystkich mogił, wiele jednak udało im się odkryć i opisać, a nawet ustalić nazwiska poległych. Cmentarz w Dzwoli jest jedynym w kraju gdzie w jednej mogile spoczywają żołnierze polegli w walce z oboma agresorami.
Na terenie Dzwoli i w okolicznych miejscowościach znajdują się zapomniane i zatarte groby żołnierzy wrogich armii. Leżą tam podobno pojedynczy Sowieci i duża liczba (około 50) żołnierzy Wehrmachtu, poległych 29 września 1939 roku, pochowanych w kilku mogiłach. Niemcy zostali pobici, wzięci do niewoli i w pośpiechu musieli opuścić te tereny. Nie mieli więc możliwości i czasu by ewidencjonować groby swoich poległych. Kiedy powrócili na te tereny, zaczęli poszukiwać zabitych kamratów, ale nikt z miejscowych nie chciał im wskazać miejsca pochówku owych żołnierzy, z obawy przed zemstą z ich strony. Prawdopodobnie ludzie ci leżą w Dzwoli nadal, zakopani na podwórzach całkowicie zapomniani. W kwestii, czy część z nich została ekshumowana istnieją rozbieżne zdania.
***
Źródła:
Grupa Pułkownika Zieleniewskiego, Tomasz Bordzań, Biłgoraj 2004.
Gawędy Legionowe. 3 Dywizja Piechoty We Francji, Tadeusz Zieleniewski, Warszawa 2006.
Wrzesień 1939. Polscy Sprawcy Klęski, Andrzej Ceglarski. Bellona 2021.
Wspomnienia: A. Derbicha, Ryszki,
Tekst anonimowego autora przygotowany na uroczystości w Dzwoli w 2019 roku.
Źródła Internetowe:
Działania Grupy „Kowel” we wrześniu 1939 roku w relacji ppłk. dypl. Franciszka Pokornego, Dariusz Faszcza, Franciszek Pokorny. Przegląd Historyczno – Wojskowy 12, 2011
Relacje: Mirosława Wielgusa, Andrzeja Babicza, Zygmunta Kozyry, Wojciecha Wereskiego, Antoniego Siembidy, Marka Kamińskiego, Tomasza Żuławskiego, Wiesława Gzika, Janusza Szczerpakowskiego, Jana Nieściura, Stanisława Tyry.